poniedziałek, 27 lutego 2012

Rozdział 4.

Masakra mi wyszła z tego odcinka. Ostrzegam już na początku. Wg. mnie słodkie to jak cukier, miód i lukier w jednym. Pisałam to do trzeciej w nocy, więc przepraszam za jakiekolwiek błędy, nie miałam siły już poprawiać.
 Enjoy.



Harry
Do domu wróciliśmy nazajutrz. Wcześniej wykonałem parę telefonów do chłopaków żeby się nie martwili i wsiedliśmy w pociąg. Tym razem mieliśmy cały przedział dla siebie. Dużo rozmawialiśmy. Prawie tak jak kiedyś, ale z tym wyjątkiem,że trzymałem Lou na dystans. Doskonale wiedział czemu i cierpiał milcząc. Raczej miałem taka nadzieje,ze cierpi z powodu,ze nie może nie przytulic czy coś w tym rodzaju. Za każdym razem gdy chciał mnie objąć odsuwałem się od niego niby przypadkiem. Nie dopuszczałem go do siebie. Musi zrozumieć swój błąd. Chociaż ja w sumie tez nie jestem bez winy. Powinienem już na początku mu powiedzieć co czuje. Ale cóż,wyszło jak wyszło, jest jak jest. Nie zmienię biegu zdarzeń.
Och,zapomniałbym, po powrocie będę musiał przeprosić chłopaków,że tak nagle uciekłem i nie dawałem znaku życia.
Coś czuję,że oberwie mi się od Liam'a.
A propos Liam'a. Zauważyłem, że ostatnio zbliżyli się do siebie z Niall'em. Ciągle gdzieś wychodzili razem albo zamykali się w pokoju na całe dnie. Nawet nie chcę wiedzieć co oni tam robili. Ich sprawa. Ale wycisnę od nich wszystko. Ale mam nadzieje,ze nie wysunęli się za progi przyjaźni. Nie chce żeby którykolwiek cierpiał tak jak ja przez Lou. Chyba,ze obydwoje mieliby się ku sobie to jak najbardziej jestem na tak. Ale stop, ich życie - ja się nie wtrącam. Nie potrzebna im osoba trzecia.
Wysiedliśmy z taksówki i ledwo przekroczyliśmy próg drzwi, 'zaatakował' mnie Liam.
-Do jasnej cholery, Haroldzie! Gdzieś ty był?! Wiesz jak się martwiliśmy?
- Nie mów do mnie Harold!-wycedziłem przez zaciśnięte zęby.- Przepraszam,że nic nie powiedziałem. Tak mnie coś naszło.- Dodałem już normalnym tonem.
Lam rzucił Louis'owi spojrzenie, którego nie mogłem rozszyfrować i wrócił do kuchni przygotowywać obiad z Niall'em, ale znając tego małego, irlandzkiego chłopczyka mało co zostanie dla nas.
Zauważyłem,że nie ma z nami Zayn'a.
-Ej, gdzie nasz bad boy?
-nie wiemy za bardzo, codziennie gdzieś znika. Powiedział,że koleżankę odwiedza.-wyjaśnił Niall z ustami pełnymi sałatki przez co opluł cały stół.
-Kocie! Co ty robisz?! Patrz jak nabrudziłeś!-Liam zdzielił chłopaka po głowie ścierką.
''Kocie''? Zdziwiłem się. Chyba moje podejrzenia były słuszne. Oni coś do siebie mają. Louis slysząc jak brunet zwrócił się do Niall'a, zachichotał.
Tęskniłem za tym. Ale stop! Harry, pamiętaj! Przede wszystkich zachowaj dystans i bądź nieczuły.
Nie mogę pozwolić żeby zauważył,że ujął mnie tymi swoimi przeprosinami. Niech się jakoś postara.
jeśli pokaże,że naprawdę mu na mnie zależy dam mu następną szansę. I będziemy żyć długo i szczęśliwie.
mhm, jasne. Nasze życie wcale nie będzie takie łatwe. Homoseksualiści nie są dobrze postrzegani. Ale spójrzmy na to z innej strony. Taki Freddie Mercury*. był homo, kochały go miliony ludzi. Elton John** tak samo. Może i nas tak pokochają. Tfu, czemu ja mówię 'nas'? Nas jeszcze nie ma.
Poczułem,ze ktoś delikatnie trąca moje ramię. Ocknąłem się z moich przemyśleń.
-Hazza, co tak myślisz? Źle czujesz po podróży? Może dać ci jakieś tabletki? Albo jesteś głodny?- Louis zasypywał mnie gradem pytań.
-Hej hej, spokojnie, nic mi nie jest.- wstałem z sofy, na której dotychczas siedziałem i skierowałem się do kuchni z ironicznym uśmiechem na twarzy zostawiając zdezorientowanego Lou w pokoju. Niech siĘ stara jeszcze bardziej. Zwykłą troską mnie nie przekona.
W kuchni nad parującą lasagne siedzieli Liam i Niall.
-Co tam gołąbki? Nie przeszkadzam w gruchaniu?-Wziąłem widelec z szafki i dosiadłem się do nich wyjadając im makaron z talerza.-Ej, na jednym jecie?
Widać, że się zmieszali.
-Nooo,żeby ekologicznie było!-brawo Niall, wymówka idealna.
Liam przytaknął.
-No i mniej naczyń się brudzi - Dodał ten.
Nagle mój wzrok przykuły nowe bransoletki na nadgarstkach chłopaków
Liam miał niebieską, Horan zaś różową. Było na nich coś napisane,lecz nie mogłem odczytać,bo słońce odbijało się od tych metalowych małych płytek.
-Fajne bransoletki...-wymruczałem cicho.
Teraz twarz obydwu chłopaków nabrała koloru dojrzałego jabłka. Liam energicznie podniósł się z krzesła i wrzucił swój widelec do zlewu.
-No, ja jestem już pełny - powiedział wymuszonym głosem i wyszedł z kuchni. W połowie drogi obrócił się na pięcie i rzucił do blondyna:
-Niall, możesz za chwile do mnie przyjść? Musimy omówić eee....co będzie jutro na obiad.- Powiedział jeszcze i wyszedł.
Niall od razu zerwał się z krzesła.
-A ty gdzie?-w porę złapałem go za rekach swetra w renifery i z powrotem usadziłem na krześle.- powiedział 'za chwile' a nie teraz. Spokojnie, dokończ lasagne, przecież nie może się marnować.
Niechętnie chwycił znów swój widelec i leniwie wziął do ust kawałek mięsa z czerwonym sosem i kawałkiem roztopionego sera.-no, co tak słabo ci idzie? Moęe mam cię pokarmić? Albo nie. Zawołam Twojego Liama i on cię nakarmi!
-Wolałbym - mruknął cicho pod nosem mając nadzieje,ze nie usłyszę.
Widząc jak chłopak się rwie to tego drugiego, postanowiłem przestać go męczyć i puściłem wolno.- No,leć do swojego misia-pysia. Zaśmiałem się i klepnąłem go w pośladek na co on głośno pisnął i pobiegł szybko schodami do pokoju Payne'a.

Zayn.
Nie mogłem uwierzyć. Po prostu nie mogłem. Czy to możliwe,ze coś się psuje z dnia na dzień.
? Z sekundy na sekundę? Możliwe. Przed chwila byłem u Avy. Chciałem zrobić jej niespodziankę. Kupiłem bukiet białych lilii, butelkę białego wina i obowiązkowo jej ulubiony film na DVD 'X-men:pierwsza klasa'. Nie każda dziewczyna lubi takie filmy. Ale ona nie była 'każda'. Była wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Blond piękność z nienaturalnie dużymi zielonymi oczami, pięknym ciałem, które zdobiło kilka tatuaży i kolczyków w różnych miejscach. A czemu taka wyjątkowa? Bo każda dziewczyna, o którą starasz się miesiącami jest wyjątkowa. Na początku naszej znajomości mnie nie cierpiała, wręcz nienawidził, ale ja nie dawałem za wygraną i z dnia na dzień coraz bardziej okazywałem jej,że zależy mi nie tylko na jej wyglądzie,ale tez na tym co ma w środku i jaka jest. Po kilkutygodniowych błaganiach dała się namówić na kawę i ciastko. Tradycyjnie. Nie chciałem szaleć żeby nie wzięła mnie za kolesia, który szasta kasą na prawo i lewo wydając ją na same bzdury.
Zapukałem w drzwi jej mieszkania. Przez kilka minut nikt nie otwierał. Myślałem,że śpi,ale bierze kąpiel więc nie słyszy. Zapukałem ponownie. Nie minęło pół minuty a otworzył mi drzwi postawny, starszy mężczyzna. Skądś znałem jego twarz.
-W czymś ci mogę pomóc? - zapytał od niechcenia znudzonym głosem. Nie zdążyłem odpowiedzieć,bo przerwał mi głos Avy dobiegający z wnętrza jej mieszkania. Kilka sekund później zjawiła się i ona opatulona w samo prześcieradło.
-Gerard, kochanie, kto przysz....- Nie dokończyła, zaniemówiła gdy mnie zobaczyła.
poczułem wściekłość. Czułem się zdradzony.
Odwróciłem się i skierowałem w stronę windy. Z oddali słyszałem jej głos wołający moje imię i powtarzający, że to nie tak jak myślę. Kwiaty wyrzuciłem do pobliskiego kosza na śmieci przy wyjściu z budynku. Film i wino oszczędziłem. Film obejrzę z chłopakami, a wino wypije w samotności. Szlem szybkim krokiem w stronę London Eye próbując zapalić papierosa. Po chwili zaciągnąłem się dymem. Z minuty na minute zacząłem się uspokajać. Ale nadal nie mogłem uwierzyć. Ufałem jej, wierzyłem w każde wypowiedziane słowo 'kocham', które okazało się perfidnym kłamstwem z jej strony. Ja chociaż bylem szczery. Robiłem dla niej wszystko, spełniałem jej zachcianki, kupowałem wszystko co chciał. Wykorzystała mnie. suka! Przez chwile Żałowałem,że tak o niej pomyślałem,ale zrobiło mi się lepiej. Suka suka suka! Negatywne emocje odpływały z każdym wypowiedzianym słowem.
Usiadłem na murku podziwiając Tamize. Wpatrywałem się w lekkie fale, które poruszały małymi kaczkami oddalając je od swojej mamy. Uśmiechnąłem się pod nosem. Biedactwo. Wyrzuciłem niedopałek papierosa i wyciągnąłem paczkę po jeszcze jednego.
-Cześć, poczęstujesz mnie?- Usłyszałem za sobą ładny, dziewczęcy głos. Odwróciłem się. Ujrzałem w ladną dziewczynę. Miała czarne włosy, gdzieniegdzie kolorowe pasemka, gorset i tiulową spódnice. Całość dopełniały glany z różowymi sznurówkami. Była inna niż wszystkie, z którymi dotychczas się spotykałem.
-To jak?
Ocknąłem się i wyciągnąłem w stronę dziewczyny paczkę. Wzięła jednego Marlbolo między szczupłe palce i odpaliła go siadając obok mnie na murze.
-Nie przeszkadzam ci w samotnym egzystowaniu?-zapytała.
-Nie, wręcz przeciwnie.
Siedzieliśmy w ciszy zakłócanej przez szum fal i powietrza. Co chwila patrzyłem na nią kątem oka. Była bardzo ładna. Blada cera, powieki pociągnięte czarnym eyelinerem czy jak się zwie to coś co kobiety kochają. I czerwona szminka, która zostawiała ślady na filtrze papierosa. Zero kolczyków,zero tatuaży.
-Jestem Zayn.- Musiałem się dowiedzieć kim był moja towarzyszka.
-Tegan.- odparła sztywno.
Niezwykła dziewczyna, niezwykłe imię.
-Zaczyna się robić zimno, może...
-Tak, może być kawa.
-Znam fajną kafejkę...
-Philo?
-Ej, to nie jest śmieszne.- powiedziałem poważnie.
-Niby co?-wyrzuciła filtr i wstała z zimnego betonu, poszedłem w jej ślady i również wstałem.-
Wyjdź z mojej głowy i przestań czytać w myślach.- Nadal próbowałem mówić poważnym tonem,ale nie wychodziło mi to, bo co chwile przechodził on w śmiech.
-Wybacz, już nie będę. - również się zaśmiała. Uroczo. Jakby ktoś wysypał perły na ziemie. Inaczej nie umiem opisać jej śmiechu.
Szliśmy w stronę znanego nam obydwojgu kierunku rozmawiając i dowiadując się o sobie coraz to nowszych rzeczy. Po drodze piliśmy wino, wiec rozmowa szła nam jeszcze gładziej. Czuje,ze ta dziewczyna namiesza mi w życiu. Tym razem pozytywnie.

Louis.
Jesteśmy w domu od dosłownie kilku godzin i Harry powoli zaczyna mnie denerwować.. Najpierw w pociągu nie pozwolił mi się ani razu przytulić, teraz tu w domu tak samo. Cały czas mnie olewa, zbywa gdy chce z nim porozmawiać. Bo a to odpowiadał fanom na Twitterze, a to SMSuje z Cher, albo czyta książkę i mam go nie rozpraszać, bo się nie może skupić. Ja rozumiem,że źle zrobiłem, ale on nie musi być dla mnie aż tak oziębły. Nie wytrzymam tego. On chyba naprawdę nie rozumie,ze go kocham. Libby to była tylko przykrywka. Bylem głupi, to fakt, ale Hazza mógł mi powiedzieć o swoich uczuciach. A tak to wszystko idzie po złym torze. Chcę go w końcu przytulić. Ale jak mus to mus .Będę się starał, bo naprawdę chce go odzyskać. Zbyt wiele dla mnie znaczy,żebym go sobie odpuścił. Jest moim oczkiem w głowie, wszystko bym dla niego zrobił. Wszystko. Ale ścierpię tez i co jego chłodne traktowanie mnie. Wytrwałych czeka nagroda, prawda? Moja będzie Harry i będę czekać tyle ile trzeba. Bo ja bez niego jestem po prostu nikim. Czułem się podle umawiając się z Iero(przyp. autorki nazwisko Libby) ,ale nie wiedziałem,że tym samym ranie Curly'ego. Żałuję! Musze odkupić swoje winy. Poszedłem do pokoju Harry'ego. Zapukałem lekko w drzwi. Odpowiedział 'proszę', więc wszedłem.
-Idę do sklepu, chcesz coś może?- zapytałem. Przecież trzeba dogadzać księżniczce.
-Hm. Ciasto czekoladowe. Ale nie takie kupne! Upieczesz mi je, prawda? - wiedząc,ze nie mogę odmówić pokiwałem pokornie głową i ruszyłem do sklepu.
Po drodze rozdałem kilka autografów i przyspieszyłem kroku. Wpadłem do najbliższego sklepu spożywczego i zagłębiłem się między półki. Często przychodziliśmy tu z Hazzą. Tylko tu o każdej porze roku były tu truskawki. Kochamy je. Kupowaliśmy po kilka opakowań i jedliśmy je pod naszym drzewem. Zawsze obejmowałem go ramieniem, a on kładł głowę w zagłębienie mojej szyi i łaskotał mnie loczkami. Miłe czasy.
Wrzuciłem do koszyka najpotrzebniejsze rzeczy. Mleko,jajka,mąka, mieszanka do ciasta, polewa z białej czekolady i oczywiście truskawki. Dwa duże opakowania. .Zapłaciłem i jak najszybciej wróciłem do domu. Rozebrałem się ze zbędnych rzeczy i zabrałem się do pracy. Ale najpierw umyłem jedno opakowanie czerwonych owoców i zaniosłem Styles'owi. Podziękował lekkim uśmiechem i wrócił do słuchania Coldplay. Dobre i to,jest postęp.
Już miałem iść do kuchni,ale pomyślałem,że Niall będzie chętny do pomocy. Skierowałem się do jego pokoju i wszedłem bez pukania. Wyszedłem jeszcze szybciej mówiąc przepraszam i pognałem do kuchni. No nie, mamy pierwsza parę w domu. Zaczyna się tu robić jakiś pieprzony House of Boys***.
Zabrałem się do robienia ciasta.
Mieszanka, jajka,mleko, mąka zmiksować razem. Do piekarnika na 180 stopni. Okej, zrobione. W czasie gdy ciasto się piekło, zacząłem robić polewę. Mistrzem kuchni nie jestem,ale chyba szło mi dobrze.
Odczekałem to 45 minut. Wyciągnąłem ładne i wyrośnięte ciasto z piekarnika i polałem polewą. Na to wszystko pokrojone truskawki i gałka lodów śmietankowych. Ładnie udekorowałem i zaniosłem mu do pokoju. Tym razem nie pukałem.
Na widok ciasta wydał z siebie ciche 'wow'. Podałem mu łyżkę i zaczął jeść.
-Chcesz kawałek?-Och, Hazza miłosierny się znalazł - Otwórz buzie i zamknij oczy. Chwile później poczułem na wargach coś ciepłego. I nie było to ciasto czy truskawki. Tym bardziej lody. Choć smakowało czekoladą. Czy Harry Styles właśnie mnie całował? Objąłem go i delikatnie zacząłem odwzajemniać pocałunek. Powoli,subtelnie,bez żadnych namiętności. Właśnie tak chciałem żeby wyglądał nasz pierwszy. Po dłuższej chwili oderwałem sięe od niego i spojrzeliśmy sobie w oczy.
-Jaki dziś dzień?-zapytał ni stad ni zowąd.
-Co to ma do rzeczy?-zapytałem poirytowany.
-Dużo. No mów - ponaglił mnie.
-27 października.
-Już wiem jaki będzie mój następny tatuaż.- wyszczerzył się.
-Chyba nasz tatuaż. Tez chcę.
W odpowiedzi uśmiechnął się, przewrócił mnie na plecy i usiadł na moich biodrach.
-No i co ty ze mną robisz?
Nie wiedziałem o co mu chodzi.
-Nie umiem się na ciebie gniewać, choćbym bardzo chciał.
-Harry?
-Hm?
-Wszystko będzie już miedzy nami okej?
-Pewnie króliczku.
Pocałowałem go przelotnie w wargi i pozwoliłem by znowu wtuli się w moja szyje i łaskotał loczkami.
Po chwili mój umysł ogarnęły dziwne myśli.
A co jeśli dobre złego początkiem...?


~

Wyjaśnienia:
*Zmarły już wokalista Queen
**brytyjski piosenkarz
*** film. więcej się dowiesz na Filmwebie.
Nudne. Nie jestem z tego zadowolona. Postaram się w następnych odcinkach dodać czegoś więcej. A tak btw... jakieś propozycje co byście chciały poczytać tu ?

niedziela, 26 lutego 2012

Rozdział 3.

Znooooowu krótki. Dziwnie strasznie wyszło.
Aha, i powoli zaczyna się rozkręcać ... ;>
<evil laugh>


Harry
-Co ty tu robisz?-Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. W drzwiach mojego pokoju hotelowego stał Louis. Bezczelnie znowu wtargnął w moje życie, które nijak sobie poukładałem. Mój 'odwyk' od niego przysłowiowo mówiąc poszedł się pieprzyć. Stał tu z torbą na ramieniu i wpatrywał się we mnie jakby oczekiwał oklasków za zniszczenie mi życia. I swoim pojawieniem się zrujnował je po raz kolejny. Przecież mu na mnie nie zależy, więc po co tu jest? Po co przyjechał? Nikomu nie mówiłem gdzie jadę, nikt nie wiedział gdzie jestem. Próbowałem mu zamknąć drzwi przed nosem, ale sprawnie wsunął rękę między futrynę, a drzwi co poskutkowało lekkim zmiażdżeniem jego dłoni. Odsunął ją jak poparzony i drugą, tą sprawniejszą dłonią przycisnął ją do siebie wydając cichy okrzyk bólu. No i co Lou, boli prawda? Mnie też boli, tylko, że serce.
Jako, że byłem miły dla kalek wpuściłem go do swojego pokoju. Nadal trzymając obolałą dłoń usiadł na łóżku. Ja zająłem przeciwległy fotel koło okna.-Więc czego tu szukasz?
-Ciebie. Jak mogłeś tak zniknąć?-Taa, teraz będzie mi robić wyrzuty?
Westchnąłem zbolały jego głupotą.
-Louis, słońce.-Zacząłem ironicznie.-Dopiero co się otrząsnąłem, odzyskałem równowagę w życiu, a teraz się zjawiłeś i wszystko zjebałeś. Wzdrygnął się na to ostatnie słowo. Nie lubił przekleństw.
Wpatrywał się we mnie zmieszany i chyba za bardzo nie wiedział o czym mówię.
-Odtrąciłeś mnie. To cholernie zabolało, wiesz? Poczułem się skrzywdzony. Okej, przebolałbym gdyby mnie ktoś dźgnął nożem, przejechał samochodem, zgwałcił w ciemnej uliczce, ale nie pozbieram się po tym co zrobiłeś mi ty.-Nadeszła chwila prawdy, powiem mu teraz wszystko co dusze w sobie od pewnego czasu. Muszę powiedzieć, bo to mnie już od środka zabija.- Nawet nie wiesz jak mnie bolało to jak się zacząłeś spotykać z tą panienką, wymieniać czułe SMS'y, spotykać się z nią. Czemu mi to robiłeś? Sprawiało ci to jakąś chorą przyjemność? Odepchnąłeś mnie od siebie.- Powiedziałem to! Czuję się taki...dumny? Tak, to dobre określenie. Schowałem twarz w dłoniach. Poczułem, że oczy z emocji robią mi się mokre. Pociągnąłem szybko nosem, otarłem powieki i spojrzałem na niego ponownie.- Masz na siebie jakieś wytłumaczenie?
Po emocjach, które przewijały się przez jego twarz odczytałem, że trudno mu będzie teraz cokolwiek powiedzieć, po tym co ja mu wyjawiłem.
-Lou...-Zacząłem.-Ja cię kocham.- Harry, mogłeś to sobie odpuścić, to było żałosne. Zgromiłem się w myślach. Pokazałeś, że jesteś słaby.
-Nie odrzuciłem cię.- Z jego ust wydobył się słaby głos.- Ja po prostu...chciałem o tobie zapomnieć. Nie wiedziałem, że mam u ciebie jakiekolwiek szanse. Zepsułem wszystko, prawda?-Pokiwałem głową.- Nie chciałem, przepraszam. Głos mu się załamał. Chyba mi się tu nie popłacze? Bo wtedy...nie wytrzymałbym i go przytulił. Zebrał się w sobie i kontynuował.
-Spotykałem się z Libby, bo myślałem, że mnie nie chcesz. A te wszystkie nasze uściski i te inny myślałem, że robisz dla żartu. Nie wiedziałem, że ci na mnie zależy. A widać, że zależy cholernie. Mnie również. Oddałbym wszystko żeby cofnąć czas i cię odzyskać. Wstał z łóżka i ukląkł przede mną na obydwu kolanach.-Naprawdę wszystko.
-Czemu mam ci wierzyć?
-A ufasz mi?
-Już nie – Odparłem obojętnie nie patrząc mu w oczy – Musiałbyś się bardzo postarać żeby odzyskać moje zaufanie.
-Zrobię wszystko, wiesz przecież.
-Po prostu się staraj. I nie myśl, że ci wybaczyłem.
Wstałem z fotela, ominąłem go sprawnie i nerwowo zacząłem chodzić po pokoju. Najchętniej rzuciłbym mu się w ramiona, wypłakał porządnie i znowu raz po raz mówił jak mnie to bolało. Żeby zrozumiał jak cierpiałem przez ostatnie tygodnie. Ale szczerze mówiąc nie miałem siły na płacz. Niech teraz on pocierpi. Niech się chociaż raz postara i mnie odzyska. Bo naprawdę go pragnę. Chcę żeby dojrzał w końcu, powiedział, że mnie kocha, że odda za mnie wszystko.
Bo teraz, szczerze mówiąc niezbyt mu wierzyłem. Równie dobrze mógł tu przyjechać żeby tylko przeprosić, bo chłopaki mu kazali tylko dlatego, że nie mogli patrzeć jak się męczę. I jemu niby zależy, tak? Śmieszne. Chcę żeby to pokazał. Takie słowa nic nie znaczą.
Jeśli ukaże to dostatecznie dobrze to dam mu szansę. Uch, czuję się jakbym był trudną do zdobycia laską. W sumie to dobry pomysł. Niech Lou nie myśli, że od tak przeprosi, powie, że mu zależy i już mnie ma.
-Hazza...-Odezwał się niepewnie.- Co ci wystaje spod koszulki?
O, zauważył folię ochronną tatuażu. Pokażę mu go. Jego tekst był centralnie skierowany do niego. Ściągnąłem koszulkę i powoli odlepiłem folię z opatrunkiem.
Brunet zmrużył oczy i zaczął czytać.
-I będę czekał tak długo, i on się nigdy nie dowie, tracę nadzieję.- Spojrzał mi smutno w oczy.- To do mnie, tak?
Pokiwałem zgodnie głową.
-Nadal do ciebie nie dociera?- Zdziwiłem się. O czym on mówi?- Odrzuciłem cię, bo cię kocham. Nie chciałem żebyś wiedział.
Boże, dwa debile z nas. Jeden kocha drugiego, ale boi się to powiedzieć i na odwrót.
Dobra! Ale to nie znaczy, że mnie ta cała akcja nie bolała!
Zaśmiałem się krnąbrnie.
-I co teraz będzie?- Zapytałem.
Wzruszył ramionami.
-Odzyskam cię.


Liam, Niall
Trzymałem w ręku telefon czekając aż Harry albo Boo Bear raczą się odezwać.
Zniecierpliwiony rzuciłem telefonem na stół.
W tam samym momencie do salonu wszedł blondyn z dwoma parującymi kubkami gorącej czekolady. Wiedział czego mi teraz trzeba było. Usiadł koło mnie podając jeden kubek.
-Ej, kocie, nie przejmuj się nimi, jakoś się dogadają ze sobą. Zajmijmy się może nami, co?-Upił łyk i odstawił niebieski kubek na przeszklony stolik.- A propos nas. Mam coś dla ciebie! No i dla mnie rzecz jasna.- Wstał i wyciągnął małe pudełeczko z kieszeni spodni.
-Chyba mi się nie oświadczysz, huh?- Zaśmiałem się.
-Nie, ale coś w tym stylu.- Mówiąc to wysypał na swoją dłoń z pudełka dwie bransoletki z wygrawerowanymi na małych kawałkach metalu słowach. Jedna była niebieska,a druga różowa.-Którą chcesz?
-Niebieską.
-Wiedziałem! Dobra, przeżyję z tym różowym. Przecież jestem bardziej gejowski od ciebie, słonko.- Wyciągnąłem dłoń aby zapiął mi tą niebieską. Po chwili już dumnie wisiała na moim nadgarstku. Przeczytałem słowa, które się tam znajdowały.
-Ucieknij ze mną.- Odczytałem.
-Kiedy tylko chcesz.- Dokończył.
Wzruszyłem się. Naprawdę się wzruszyłem. Postarał się.
-Nialler?- Wydukałem.- Wiesz, że jesteś najwspanialszą rzeczą jakakolwiek trafiła mi się w życiu? W odpowiedzi dostałem najpiękniejszy uśmiech.
Jak mogłem tak długo nie zauważać, że go kocham? Jestem głupi. Bardzo.
-Nie zasługuję na ciebie.
-Nie pieprz głupot, Liam!- Zaprzeczył ostro.
Wtuliłem się w niego. Kocham go. Cholernie go kocham!
Dłuższą chwilę trwaliśmy tak wtuleni w siebie na kanapie.
Niall przerwał ciszę.
-Liam?
-Tak?
-Wiesz jak bardzo cię kocham?
-Jak?- Udałem zaciekawionego.
Ten rozłożył ręce na całą szerokość.
-Taaak!
Zaśmiałem się.
-Jesteś uroczy.- Cmoknąłem go w usta i upiłem czekolady, która już nie była taka gorąca.
Poczułem, że kilka krople spadło mi na odkryty tors.
Blondyn to zauważył.
-Oj, ktoś tu jest bardzo nieuważny-Wymruczał i przewrócił mnie tak, że leżałem na plecach.
Drobnymi pocałunkami pozbył się czekolady. Z sekundy na sekundę robiło mi się coraz gorącej. Wpiłem się namiętnie w jego usta, dłoń wsunąłem za linię jego bokserek.
Nagle drzwi wejściowe się otworzyły.
-Chłopaki! Jestem już!
Zayn, zabiję cię przy najbliższej okazji. Zrezygnowany poprawiłem podkoszulek i razem z Niall'em poszliśmy do swoich pokoi nawet nie witając się z czarnowłosym.




jeśli chcesz być zawiadamiana o odcinkach zostaw swoje gg lub twittera.
w razie czego mój @ComeOnNialler

piątek, 24 lutego 2012

Rozdział 2.

Przepraszam, z góry mówię, że krótki. Jedyne 3 strony. Tamten miał 5. Obiecuję, że następny będzie dłuższy. Ale na wytłumaczenie powiem, że był trudny do napisania. No i brak weny. 





Harry
Nie wytrzymałem. Zrobiłem to. Znienawidził mnie.
Pocałowałem Lou. Nachylał się nad stołem. Spojrzałem na jego usta i po prostu musiałem to zrobić.
Nie mogłem określić jakie emocje widniały na jego twarzy. Wyszedł szybko z naszego salonu i pobiegł na górę do swojego pokoju. Ułamek sekundy później usłyszałem trzask drzwi jego sypialni.
-Ej, co to za hałas?-Zza barierki wychylił się Zayn.
Nie odpowiedziałem mu tylko z prędkością światła albo i lepiej pognałem do swojego pokoju.
Wyciągnąłem z szafy niewielką walizkę na krótkie wyjazdy i wrzuciłem najpotrzebniejsze rzeczy.
Do ulubionej torby podręcznej wrzuciłem dokumenty, słuchawki i telefon.
Nie mówiąc nic nikomu wyszedłem z domu i złapałem taksówkę.
Później na dworzec.
Nie umiem dokładnie powiedzieć co czuję, ale targa mną przede wszystkim rozczarowanie tym, że Lou mnie odrzucił. Miałem dość ukrywania się przed nim ze swoimi uczuciami.
Boże, czuję się okropnie. I ciągle się nad sobą użalam. Muszę wziąć się w garść. Przecież na jednym facecie świat się nie kończy. Tak, wmawiaj sobie Harry.
Jestem egoistą zakochanym w swoim najlepszym przyjacielu.
Jeszcze kilka dni temu przysięgał mi, że nieważnie co się stanie będziemy przyjaciółmi.
Zniszczyłem to. Mogłem powstrzymać to w sobie. Takim sposobem miałbym go nadal dla siebie.
Dobra, koniec tego. Trzeba żyć dalej, prawda?
Kupiłem bilet do Holmes Champel. Akurat dobrze się składało, że odjeżdżał za piętnaście minut. Wsiadłem do przedziału, wrzuciłem na półkę mój bagaż i wygodnie rozsiadłem się na siedzeniu przy oknie. Chwilę później drzwi się rozsunęły i ujrzałem całkiem ładną blond dziewczynę z różową walizką.
-Wolne?-Zapytała. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to wybielone zęby i różowa guma do żucia. Matko, wszystko różowe. Nie czekając na moją odpowiedź usiadła naprzeciw mnie.
Jeśli mam zapomnieć o jakimkolwiek uczuciu, które żywię do Lou to chyba pora zacząć działać.
Dziewczyna wyglądała na pustą, więc pewnie będzie łatwo.
-Jestem Harry.-Przedstawiłem się. Obrzuciła mnie lekceważącym spojrzeniem.-Styles.-Dokończyłem.
Stosunek blondynki do mnie zmienił się diametralnie.
-Ten z One Direction? Jak mogłam nie rozpoznać.-Zrobiła tak zwanego 'facepalma'.-Mam na imię Sylvia.
-Tak, ten sam we własnej osobie.
Ruszyłem się ze swojego miejsca i przesiadłem się koło dziewczyny obejmując ją w talii.
Przez całą późniejszą podróż zasypała mnie gradem pytań na temat zespołu, mnie i tych innych.
Potem jeszcze opowiedziała mi o nowych kosmetykach, które zamierzała kupić i o planach na wakacje, sylwestra, urodziny koleżanki...Przestałem słuchać. Po raz pierwszy zgodziłem się ze swoimi przemyśleniami. Tępa, pusta blondynka. Ale była idealna aby się pocieszyć po Lou.
Mówiła więcej i więcej, a ja myślami byłem gdzie indziej. Miałem dość jej głosu, który mi tylko przeszkadzał, więc...pocałowałem ją. Zaskoczona przez chwile nie oddawała pocałunku.
Potem już się wczuła i naparła na moje ciało żądając więcej. Przeniosłem swoje dłonie na jej pośladki. W duszy modliłem się żeby to wszystko się skończyło.
Moje chyba zostały wysłuchane, bo chwilę później mechaniczny głos oznajmił, że zbliżamy się do mojego miasta. Wymieniłem się z Sylvią numerami i czym prędzej wyszedłem z przedziału.
Przed dworcem złapałem taksówkę. Kazałem zawieść się do najbliższego hotelu. A czemu hotel? Nie chciałem widzieć się z nikim z rodziny. Wiem,jestem samolubny. Tam zameldowałem się i zostawiłem swoje bagaże i wyszedłem odwiedzić moje stare lubiane miejsca, w których kiedyś przesiadywałem z przyjaciółmi. Założyłem na uszy słuchawki, z których popłynęły dźwięki Lost in Stereo. Z muzyką mogłem iść na koniec świata i dalej. Pochodziłem jeszcze chwilę po mieście, kupiłem kawę i usiadłem na pobliskiej ławce. Wyciągnąłem słuchawki z uszu i rozejrzałem się wokół siebie. Mało się tu zmieniło. Jedynie otworzono kilka nowych sklepów i... czy ja dobrze widzę? To studio tatuażu? Stare poczciwe Champel miało takie coś. Wow. Zerwałem się z miejsca, po drodze wyrzuciłem pusty kubek po kawie i wszedłem tam. Spontanicznie. Zrobię sobie następny tatuaż. A co! Jak szaleć to szaleć, prawda? Otworzyłem drzwi, a nad moją głową zabrzęczał mały dzwoneczek. W środku zastałem mężczyznę stojącego przy wysokim stole. Po minie wnioskuję, że zaciekle coś rysował. Kilka ostatnich pociągnięć ołówkiem i podniósł na mnie swój wzrok.
-Cześć, rysujemy coś? Siadaj.-Wskazał głową na skórzaną sofę. Zdjąłem z siebie płaszcz i usiadłem. Zniknął na chwilę na zapleczu, z którego przyniósł sobie blok i jakiś ołówek.- No to będzie coś konkretnego?
-Tak. Kilka wersów piosenki. Tu.-Wstałem, podwinąłem podkoszulek i wskazałem na żebra.
-No, odważnie. Dobra, daj mi ten tekst, wybierzemy czcionkę i do roboty.
Usiadłem na wskazany przez niego fotel i zaczęło się.
Trzy godziny później wyszedłem z salonu z wielkim uśmiechem na twarzy.
Ze względu na tekst, który wybrałem czułem się o połowę lepiej niż przedtem. To podniosło mnie na duchu. Zadziwiające jak to zwykła piosenka może natchnąć człowieka, a tekst pasował idealnie do mojej sytuacji.
And I've been
Waiting
For so long
But he'll never know
I'm losing hope *

Przejechałem palcami po żebrach. Następny do kolekcji.
Wstąpiłem na jeszcze jedną kawę. Znowu chodziłem w te same miejsca co kilka godzin temu. Lubiłem tak wędrować bez celu. Ale z czasem mi się to nudziło.
Wróciłem do hotelu. Zmęczony rzuciłem się na łóżko.
Z jedną chwilą wszystko do mnie wróciło. Louis, proszę wyjdź z mojej głowy i nigdy nie wracaj.
Za cholerę nie chciał wyjść, a ja nie chciałem go wypuścić choć wiedziałem, że muszę.
Czuję jakbym zagubił się w rzeczywistości. Czemu nie mamy nikogo kto by nam mówił co mamy robić? Od dnia narodzin do śmierci. Byłoby prościej. A tak to robisz co chcesz. I gubisz się na tej drodze. Jestem zmęczony tym wszystkim, ale najbardziej jestem zmęczony sobą. Znowu zgubiłem siebie. Dziękuję za ten dotyk, za to, że byłeś przy mnie, ale teraz proszę cię Louis, odejdź i pozwól mi wreszcie odetchnąć. Duszę się przez tą miłość. Co ty ze mną zrobiłeś?
Po policzkach popłynęło mi kilka łez. Szybko je otarłem. Nie chcę być słaby, muszę sobie poradzić z tym wszystkim. Wiem, że dam radę.
Ale teraz muszę odpocząć od tego natłoku.
Wziąłem szybki zimny prysznic i uważając aby nie zniszczyć folii chroniącej tatuaż przebrałem się i z powrotem położyłem się w łóżku.
Usłyszałem dźwięk SMS'a. Sylvia.
Harry, mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś zobaczymy. Buziaczki xx Sylvia.
Szybko odpisałem.
A ja nie.
Nie miałem ochoty już jej spotykać. Co ja sobie myślałem wtedy w pociągu. Głupi jesteś, Styles, poradzisz sobie nawet bez jakiś dziewczyn.
Zamknąłem oczy. Sen przyszedł natychmiast.

Niall
Siedzieliśmy we czwórkę w naszym wspólnym salonie. Żaden się nie odzywał, widać,że wszyscy byli myślami gdzie indziej. Od południa zastanawialiśmy się gdzie jest Harry. Nie odbierał od żadnego z nas telefonu. Martwiliśmy się. Zayn mówił, że wybiegł z domu z walizką. Był zdenerwowany. Nie znaliśmy konkretnego powodu. Tylko Louis coś ukrywał.
-Pocałował mnie.- Zdumiony spojrzałem w jego stronę.-Harry mnie pocałował.
-Że co proszę?-Usłyszałem zszokowany głos Liam'a obok siebie.
-To co słyszysz. Właśnie przez to uciekł. Przeze mnie.-Brunet schował twarz w dłoniach. Usłyszałem cichy szloch. Zerwałem się z fotela i podszedłem go przytulić.
Nie rozumiałem już całej tej sytuacji. Najpierw są całkowicie w siebie zapatrzeni, potem Lou zaczyna znikać gdzieś na całe dnie, zaczynają się kłótnie z Harrym.
-Lou, musisz nam wszystko opowiedzieć.- Zayn widać również gubił się w tym wszystkim.
Tomlinson ciężko westchnął, pociągnął nosem i zaczął mówić.
-Może nie uwierzycie albo mnie znienawidzicie, ale...ja mimo to, że kocham Harry'ego odrzuciłem go. Ciągle dawał mi szanse. Nie chciałem być gejem. Zacząłem umawiać się z Libby. Wiedziałem, że jego to boli,ale tym sposobem chciałem o nim zapomnieć. Jestem głupi i beznadziejny.
Liam parsknął ironicznym śmiechem. Zgromiłem go spojrzeniem. Powinniśmy teraz pomóc Lou, a nie z niego szydzić.
-Wielkie mi halo. Jeju, chłopak się zakochał w przyjacielu i płacze, bo nie wie czy można.-Powiedział.- Ja na twoim miejscu ruszył szanowną dupę, wsiadł w samochód,pociąg,samolot,metro, rower i odnalazł go za wszelką cenę. Ale ty nie! Bo ty jesteś wielki Louis Tomlinson i miłość przyjdzie do ciebie sama. Chłopie, zaangażuj się choć raz i przestań wreszcie ranić Hazze. Czyś ty widział jak on się zachowywał przez ostatnie tygodnie? Chodził jak struty, żal było mi na niego patrzeć. A to przez ciebie. Jeśli masz odwagę i naprawdę ci na nim zależy to wyjdź teraz z domu i wsiądź w samochód i jedź. Chyba wiesz gdzie on lubi przebywać w takich chwilach.-Zakończył swój monolog brunet. No nie powiem...jestem zaskoczony! Ujął to co chyba wszyscy chcieliśmy mu powiedzieć.- A teraz pozwólcie, idę coś zjeść. Nialler?- Jak na komendę poszedłem za nim do kuchni zostawiając Louisa samego w salonie, bo Malik gdzieś się ulotnił.
Wyciągnąłem z lodówki spaghetti i odgrzałem je w mikrofalówce.
-Jak myślisz.-Zapytałem- Uda im się?
-Może tak, może nie. Zbytnio mnie to nie obchodzi.-Obojętnie wzruszył ramionami oparty o blat stołu.
-Czy cokolwiek cię jeszcze obchodzi?
-Tak. Pewna osoba.
-Ooo, kontynuuj.-Dobra, macie mnie. Zaciekawił mnie tym. I przyznam, zrobiłem się lekko zazdrosny.-Poczekaj, tylko zrobię naszą ulubioną kawę!-Zaśmiał się.
Siadając przy stole i słuchając Liam'a zapomniałem o sprawie z Hazzą i Louisem i zatraciłem się w słuchaniu chłopaka.
-Drugiej takiej osoby na świecie nie ma. Tylko martwi mnie to, że nie będzie mnie chcieć, odrzuci mnie za to jaki jestem. Dobra, Niall, nie będę owijał w bawełnę. Zbierałem się od dawna aby ci coś powiedzieć.-Westchnął, dał sobie chwilę aby uspokoić emocje i kontynuował.- Nie chcę być tylko twoim przyjacielem. Od dawna chcę być dla ciebie kimś więcej. I nie mów mi, że ty nie chcesz, bo widzę już od dawna, że cię do mnie ciągnie.
Zaśmiałem się nerwowo i rzuciłem mu się szczęśliwy na szyję.
Podziwiam go za tą odwagę. Ja bym tak nie mógł.
Nieśmiało pocałowałem jego usta. Pierwszy raz.
Odsunąłem się od niego i z czułością spojrzałem w oczy.
-Czyli mogę uznać to za twierdzącą odpowiedź? Pokiwałem głową, a ten przytulił mnie do siebie.
Teraz spokojnie mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy.

Louis
Harry, odbierz w końcu. Po raz kolejny próbowałem się z nim skontaktować. Na marne. Za każdym razem odrzucał połączenie. Nie mam innego wyjścia. Jadę go szukać. Nawet jakbym miał lecieć do Rosji, Australii, na Filipiny, znajdę go, przeproszę i przytulę. Należy mu się. I jeszcze raz przeproszę za moją głupotę.



*Harry zrobił sobie tatuaż z piosenki Lost in Stereo zespołu All Time Low.
w wolnym tłumaczeniu:
I będę
Czekał
Tak długo
I ona nigdy się nie dowie
Tracę nadzieję
tylko zmieniłam z formy damskiej na męską żeby bardziej pasowało.



masz jakieś zastrzeżenia do rozdziału? pisz, poprawię się.

czwartek, 23 lutego 2012

Rozdział 1.


Chyba najdłuższa rzecz jaką napisałam.
Nie licząc wypracowania z polskiego.
Enjoy!
Ps. jeśli są błędy albo jakieś niedociągnięcia to przepraszam,ale nie mam siły sprawdzać.




Harry
Obudziły mnie dziwnie niezidentyfikowane dźwięki dochodzące z dołu naszego mieszkania. Odruchowo spojrzałem na zegarek, który wskazywał dokładnie 4:15 rano.
Odrzuciłem od siebie ciepłą kołdrę i ześlizgnąłem się z łóżka. Cicho zeszedłem po schodach. Już w korytarzu zobaczyłem Louisa, który nieudolnie próbował ściągnąć z siebie ubrania. Raz po raz tracił równowagę i przewracał się chichocząc. Podszedłem do niego i ściągnąłem z niego płaszcz i rozwiązałem sznurówki. Spojrzał mi w oczy pijackim wzrokiem.
-Har...Hazza! Świetnie się bawiłem! Musisz poznać Libby, boska dziewczyna.-Tak, teraz jestem przekonany, że za dużo wypił. Nawet nie chcę wiedzieć jakim cudem dotarł do domu.
-Lou, chodź.-Złapałem go za ramiona i próbowałem jakoś 'dotransportować' do jego pokoju.
Niestety, ten położył się na sofie. Dobra, niech śpi tu. Okryłem go kocem, dałem jakąś poduszkę.
Rzuciłem na niego ostatnie spojrzenie i ruszyłem do swojego pokoju. Będąc już w połowie schodów usłyszałem niemrawe wołania Tomlinsona.
W trybie natychmiastowym wróciłem do niego.
-Harry, niedobrze mi.-Szeptał.
Nie, Louis, proszę nie wymiotuj. Szybko pobiegłem do łazienki po miskę i ręczniki. Zdążyłem w ostatniej chwili. Odgarnąłem włosy z jego czoła i zamknąłem oczy nie chcąc na to patrzeć.
Chwilę później opadł wyczerpany na oparcie sofy. Ręcznikiem wytarłem jego spocone czoło.
Spojrzałem na niego. Założę się, że zauważył to, że jestem na niego zły.
Wstałem i poszedłem do kuchni po szklankę wody.
Podałem mu ją, wypił rzucając mi wdzięczne spojrzenie.
-Śpij.-Rzuciłem na odchodne i poszedłem do swojego pokoju.
Zmęczony otuliłem się kołdrą, a oczy same mi się zamknęły. Mimo to nie zasnąłem. Myśli targały moim umysłem, a mózg za nic na świecie nie chciał iść spać, choć ciało było wyczerpane fizycznie jak i psychicznie.
Nie chciałem myśleć o tej ostatniej godzinie. Lou wykazał sobą, że jest słabą żałosną osobą.
Przykro mi to mówić.
I ta dziewczyna, o której wspomniał. Libby. Jeśli to wszystko naprawdę to niech chociaż będzie szczęśliwy. Pogodzę się z tym mimo, iż strasznie go kocham.
Tylko nie rozumiem po co mi robił tą całą nadzieję. Nie chcę się już z tym męczyć.
Ale nie powiem mu tego. Nie chcę niszczyć naszej przyjaźni o ile ona jeszcze istnieje.
Niech ona da mu to czego ja nie mogę.
Libby, bądź tak miła kimkolwiek jesteś i daj mu szczęście.
Zamknąłem oczy i usnąłem.

Zayn
Właśnie trzymałem w swoich ramionach najpiękniejszą istotę na ziemi. Piękne długie blond włosy, lekki makijaż, który zapomniała zmyć i rozmazana czerwona szminka od pocałunków.
Tak słodko spała wtulona w moje ciało.
-Kocham cię, Ava.-Szepnąłem czule i pocałowałem ją w czoło.
Cicho zamruczała jakby usłyszała co powiedziałem.

Wybrałem ją z tłumu, mijając jej ekipę w kinie,
Kilka miesięcy zanim poznałem jej imię,
Czułem jej zapach tak intensywnie jakby stała przy mnie,
Więc nie dziw się, że nie wiem o co chodziło w tym filmie,
Emanowała namiętnością skroploną winem,
Wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem.

Liam,Niall

Jest równa 5:00. Nie mogę zasnąć. Niby jak? Mając przy sobie osobę, w której jest się szaleńczo zakochanym? Trudno, prawda? Pogłaskałem Niall'a po jego blond włosach. Pogładziłem kciukiem rozpalony policzek. Poruszył się niespokojnie i przytulił się do mnie. Pewnie myśli, że jestem poduszką. Dobre i to. Byle by był blisko. Boże, dotychczas myślałem, że jestem hetero. Miałem wspaniałą dziewczynę, poszedłem na casting do X-Factor i bum. Zjawia się on. Przydzielają nas do jednego zespołu. W duszy byłem strasznie szczęśliwy. A teraz cieszę się jeszcze bardziej. Mieszkamy razem, mam go na co dzień. Mogę na niego patrzeć ile chcę.
Pocałowałem go przelotnie w czoło i ułożyłem się do snu.
Kiedyś mu powiem co czuję. Kiedyś...
Liam, kogo ty oszukujesz.
Będę cię miał, Nialler.



Harry
Nowy dzień. Albo nie, to ten sam. Zwlokłem się z łóżka, narzuciłem na siebie dres i zeszedłem do naszej wspólnej kuchni na kubek porannej kawy. Przy stole siedział już Louis.
Włączyłem czajnik, wyciągnąłem mój kubek i wsypałem dwie łyżeczki kawy. Po chwili usłyszałem charakterystyczny dźwięk oznajmujący, że woda już jest gotowa. Usiadłem z moim napojem naprzeciw Lou. Upiłem łyk i odstawiłem. Za gorąca.
-Jak tam po wczoraj z Libby?-Zapytałem jakby od niechcenia.
-Miło. Ale chyba to nie to.
-Aha. Jak się czujesz?
Chyba powoli zaczynał sobie przypominać sytuację sprzed kilku godzin.
Wzruszył ramionami.
Wstałem od stołu, wrzuciłem kubek z niedopitą kawą do zlewu.
-Mam cię dość Tomlinson.
Wyszedłem z kuchni i ruszyłem do mojego pokoju. Ogarnąłem się, ubrałem w miarę przyzwoicie i wyszedłem. W drzwiach minąłem Zayn'a, który wracał nie wiadomo skąd.
-A ty gdzie?
-Nie ważne. Wrócę...nie wiem.-Na twarzy Malika malowało się zdziwienie.
Ruszyłem przed siebie. Nie wiem gdzie pójdę. Najpierw muszę ochłonąć.
Ruszyłem w stronę Richmond Park. Miałem tam swoje miejsce.
Lou mnie kiedyś tam przyprowadził gdy miałem zły dzień. Po drodze kupił pudełko tych sławnych pączków z dziurką w środku. Usiedliśmy pod wielką rozłożystą lipą, z której raz po raz spadały małe orzeszki, które odbijały się od naszych głów. Jesienią ich nie było. Drzewo było prawie bezlistne. I było zimno. Cholerni zimno. Miałem wrażenie, że utożsamiam się z pogodą. I ona była chłodna i ja. Nie mogłem inaczej. I czułem się strasznie samotny. Nienawidzę tego uczucia.
Kiedyś było inaczej. Był Lou. Był. No właśnie.
Chciałbym żeby teraz do mnie przyszedł z pudełkiem pączków i przytulił. Jak kiedyś. Jak przyjaciel. Od którego wymagałem więcej i więcej. Przyjaciela się nie całuje, prawda?
A ja chciałem. Jestem pieprzonym egoistą, który chce wszystko i wszystkich dla siebie.
Teraz to do mnie dotarło. Nie pozwalałem mu na szczęście.
Ale on się wybił i znalazł je. Tylko na te dwa tygodnie, ale zawsze coś.
Wyciągnąłem z kieszeni moje słuchawki i podpiąłem je do telefonu. Puściłem Family Portrai.
Strasznie dobijająca piosenka.
Nikogo nie było w pobliżu, więc pozwoliłem sobie zamknąć oczy i zatracić się w piosence.
Jedna się kończyła druga zaczynała. Nie wiem ile tam siedziałem.
Powoli zaczynały boleć mnie uszy. Wyciągnąłem je i wreszcie otworzyłem oczy. Jesienne słońce lekko mnie oświetliło.
Obok mnie zobaczyłem znajomą postać. Siedział w kapturze. Na kolanach miał znajome różowe pudełko z cukierni.
-Chcesz?
Bez słowa wziąłem pączka z niebieskim lukrem i ugryzłem duży kawałek.
-Długo tu już siedzisz?-Zapytałem Louisa.
-Trochę. Pink słuchasz?
Skinąłem głową.
-Czyli masz zły humor.-Westchnął i zmienił pozycję. Teraz siedział naprzeciw mnie.
-Możemy porozmawiać?
-Tak, przydałoby się wreszcie od dwóch tygodni.-Zakpiłem.
-Przepraszam.-Zaczął.-Zaniedbałem cię i resztę chłopaków. Oni mi to wypominali. Ty nie. Siedziałeś z zaciśniętymi zębami i nie narzekałeś. Nie wiem czemu tak zrobiłem.
Może chciałem jakiejś odskoczni? Sam nie wiem. Po prostu chcę cię przeprosić.
Nadal chcę być twoim przyjacielem.
Na słowo 'przyjaciel' prychnąłem.
-Co?
-Nie, nic. Kontynuuj.
Nie powiedział już nic. Tylko mnie przytulił. Brakowało mi tego. Wtuliłem się w niego mocno.
-Nie puszczaj mnie już nigdy,Lou.-Wyszeptałem w jego koszulkę.
-Obiecuję.-Przycisnął mnie do siebie mocniej.
Mi to wystarczyło. Jego dziewczyny już nie ma, jesteśmy my.
Tylko ja chcę jeszcze więcej.
Nadal jestem egoistycznym dupkiem.
Oderwałem się od jego torsu.
-Lou, zawsze będziemy przyjaciółmi? Nieważne co się stanie?
-Pewnie. Przecież cię kocham.
Na te dwa słowa cały się spiąłem.
-Nie mów tak! Nie mów, że mnie kochasz!-Wstałem z ziemi i ruszyłem przed siebie.
Lou dogonił mnie i chwycił za ramiona tym samym powstrzymując mnie przed dalszą ucieczką od niego.
-Spójrz na mnie, Harry.-Poprosił.
Nie. Nadal patrzyłem gdzieś daleko za jego głowę. Ładne drzewa.
-Spójrz na mnie!
Z wielką niechęcią to uczyniłem.
-Czemu mam tak nie mówić?
-Bo będę chciał więcej.-Wyszarpałem się z jego chwytu i ruszyłem w drogę powrotną do domu.
Ten szedł obok mnie. Nie odezwaliśmy się do siebie ani razu.
''Styles, ty uparty dzieciaku. Kocham cię jak marchewki, a ty nie widzisz.''Lou westchnął ciężko.


Liam,Niall

Wyswobodziłem się z uścisku Liam'a i wyszedłem z łóżka. Na stoliku nocnym leżał 'zagubiony' klucz. Ech, Payne, ty ślepoto. Nie musiałem się ubierać, bo wczorajszego wieczoru zasnąłem w nich. Otworzyłem drzwi i wyszedłem zamykając je jak najciszej żeby nie obudzić bruneta.
Poszedłem do kuchni i zrobiłem małe śniadanie. Och, zapomniałbym o Aspirynie. Wziąłem dwie tabletki i zabrałem się za robienie jedzenia.
Przygotowałem dwie malinowe herbaty, dwa francuskie rogaliki i zaniosłem z powrotem do mojego pokoju. Liam już nie spał.
-Dobry rano! Przywitałem się.
-Chyba dzień dobry, blondynko.-Zaripostował.-Właśnie wybiła trzynasta.
-Ej ej, jeszcze raz mnie nazwiesz blondynką do ci nie dam śniadania.
Usiadłem z naszym pożywieniem na łóżku. Chłopak od razu rzucił się na rogalika. Dosłownie go wchłonął.
-I mówią, że to ja dużo jem.
-Oj tam, ale ty od jedzenia masz takie słodkie pućki.
-Co?
-Słodkie. Pućki. Policzki. Rozumiesz?
Wypił gorącą jeszcze herbatę i wstał z łóżka. Obszedł je na około i chwytając mnie za ramiona przyciągnął do siebie i musnął ustami lekko policzek.
-Dziękuję za śniadanie, Nialler.-Powiedział i wyszedł z pokoju.
Nie powiem, byłem zaskoczony.
Ale czułem też, że powoli się do siebie zbliżamy co odpowiadało mi jeszcze bardziej.
Z mojego wewnętrznego monologu wyrwała mnie myśl, iż muszę iść pod prysznic.
Jak pomyślałem tak zrobiłem.
Wpadł mi też jak myślę pewien dobry pomysł, ale to potem...




I jak?
Spokojnie, będzie więcej Larry'ego, ale to potem. Na razie się rozkręca.
Piszcie jeśli coś Wam się nie podoba czy coś :D

Prolog /Bromance/

Cześć, jestem Karolina, a to mój bromance. Harry x Louis ; Nialler x Liam.
Tyle starczy. Zapraszam na prolog.


Harry

Siedziałem na czerwonej kanapie w naszym wspólnym salonie. Mówiąc wspólnym mam na myśli Zayna,Nialla,Liama,Louisa i mój. Zdecydowaliśmy się na mieszkanie razem. Po co wydawać na czynsz jak można wynająć całkiem duże mieszkanko w centrum Londynu i mieszkać razem z ludźmi,których się kocha, a nie spotykać się tylko kilka razy w tygodniu na zebraniu całego zespołu. Odłożyłem książkę i przetarłem moje zmęczone oczy.
Wyciągnąłem ręce w górę i rozciągnąłem się. Oto efekty kilkugodzinnego czytania w jednej pozycji. Brawo Harry, twój kręgosłup cię nienawidzi.
Nad sobą słyszałem przytłumioną rozmowę i kroki. Chwilkę później trzasnęły drzwi i po schodach zbiegł Louis. Przeszyłem go jednym spojrzeniem. Ubrał się całkiem ładnie, przyznam. Wybierał się gdzieś? Uprzedził moje pytanie.
-Wychodzę.-Jego obojętny ton mnie poraził. Nigdy tak się do mnie nie zwracał.
-Gdzie?
-Nie twoja sprawa.-Zarzucił szybko płaszcz na siebie i wyszedł.
Oniemiałem. Nigdy, powtarzam...Nigdy tak do mnie nie mówił. Zmienił się. Może ludzie nie zmieniają się tak z dnia na dzień w ciągu dwóch tygodni, ale on tak.
Zaczął uśmiechać się za każdym razem gdy usłyszał dźwięk przychodzącego SMS'a. Częściej wychodził. Nawet reszcie chłopaków nic nie mówił. Nigdy żaden z nas nie miał przed sobą jakichkolwiek tajemnic. Wiedzieliśmy o sobie wszystko. A teraz? Louis całkowicie mnie olewa, zaniedbał mnie jak i resztę chłopaków. Nie podoba mi się to. Jeszcze niedawno miałem go tylko dla siebie. Brakuje mi tych uścisków, łapania za tyłek.
Mimowolnie uśmiechnąłem się na samo wspomnienie tego. Tęsknię za tym Lou.
Czuję, że coś albo ktoś mi go odbiera. Z 'czymś' by nie esemesował. Dziewczyna? Zapewne.
Powinienem być szczęśliwy, że kogoś sobie znalazł,ale nie jestem.
Jestem cholernie zazdrosny. Wiem, że on nie jest mój,ale chciałbym. Mieć Louisa na własność...marzenie.
Hazza, ogarnij się! Zgromiłem się w myślach i wróciłem do czytania książki zapominając o myślach, które jeszcze kilka sekund temu męczyły mój umysł.
''Zapomnij o nim.'' Pomyślałem sobie.

*
But I see you with him slow dancing
Tearing me apart
Cause you don't see
Whenever you kiss him
I'm breaking,
Oh how I wish that was me
*

Tymczasem u Niall'a i Liam'a.

-Masz tą butelkę?-Zapytałem szeptem. Wolałem żeby reszta chłopaków nie zwaliła nam się do pokoju. Nawet by dla nich nie starczyło
-Mam, pewnie, że mam. Trudno było mi ją zwinąć, ale się udało.-Odpowiedział mi stłumionym szeptem.-Zamknąłeś drzwi na klucz?
-Liam, jestem z ciebie dumny. I tak, zamknąłem je.-Puściłem do niego oczko.-Dobra, dawaj ją tu.
Brunet wyciągnął spod swojego łóżka pełną butelkę bursztynowej cieczy. Matko Boska...Whiskey!
-Payne, czyś ty na głowę upadł?!-Byłem całkowicie zaskoczony. Nie negatywnie. Wręcz odwrotnie. Pozytywnie. I to jak! Momentami kocham tego chłopaka!
-No co? Złe jest?-Zapytał zaskoczony.
-Li, miałeś załatwić tylko coś procentowego...Nie mówiłem, że ma to być trzydziestoletnia, droga Whisky...Ale nie pogardzę. Dawaj mi to tu!
Wyrwałem mu butelkę i odkręciłem. Przechylając głowę przez sekundę uchwyciłem krnąbrne spojrzenie chłopaka. Chwilkę później mój przełyk zalał alkohol. Pociągnąłem kilka głębszych łyków i podałem Whikey Liamowi.
Wziął tylko małego łyka. No tak, nie mógł pić.
-Och, czyli wszystko dla mnie. Tylko jak już nie będę kontaktować to mnie nie zgwałć!
Ja, rozluźniony po wypiciu alkoholu usiadłem koło Liama. Zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy. Błahe i te mniej. Nasze dłonie czasem przypadkowo się spotykały. To było takie...elektryzujące. Uwielbiam jego obecność. Liam jest świetnym przyjacielem.
Zauważyłem, że brunet macha mi dłonią przed oczyma.
-Hej, słuchasz mnie Niall?
-Tak, pewnie.-Udałem, że wiem o czym mówi.
-No to jak sądzisz?
-Noo...uważam, że to całkiem ciekawe.-Powaga w moim głosie była aż zanadto sztuczna.
Chłopak spojrzał na mnie z politowaniem.
-Ech, Nialler, oddaj mi tą butelkę. Ty już nie kontaktujesz!-Zaśmiał się.
Kocham jego śmiech. Zapatrzyłem się w jego oczy. Po chwili wstał z łóżka i skierował się do drzwi. Chwycił za klamkę. Drzwi ani drgnęły.
-Horan, gdzieś schował klucz.
Wzruszyłem ramionami. Naprawdę nie pamiętam gdzie go położyłem.
-Nie pamiętam.- Odparłem szczerze.
-Ja cię kiedyś zabiję, blondynku.-Westchnął.-Serio, gdybyś był kobietą byłbyś głupiutką blondynką
-Ej, nie mów tak na mnie.
-Bo co?
-Bo...bo...idę spać.
Padłem na łóżko i przykryłem się kocem. Po chwili materac się zapadł.
-Posuń się, nie będę spał na ziemi. I daj trochę kocyka.
Okryłem nas obydwóch i zamknąłem oczy. Alkohol zrobił swoje, bo albo miałem omamy albo Liam naprawdę pogłaskał mnie po policzku.